
„ŚWIĘTA CZEKOLADA”…
Dzisiaj na Rajdzie Świętokrzyskim, jedna z uczestniczek ze wspólnoty opowiedziała mi pewne wydarzenie, które miało miejsce kilka tygodni temu na wakacyjnym wyjeździe w Bieszczady. Jak to bywa na różnych wyjazdach, każdy ze sobą zabiera tzw. „wałówkę”, czyli trochę jedzenia, aby w drodze nie osłabnąć. Ja raczej rzadko coś biorę ze sobą – bo wszyscy mnie czymś częstują, ale w ramach wdzięczności staram się coś kupić na pierwszym, lepszym postoju i ewentualnie tym się podzielić. I również tak było wtedy… Kupiłem jakąś czekoladę i kazałem podać uczestnikom wyjazdu. Kiedy czekolada była przekazywana – dotarła do małego chłopca, który był ze swoim tatą… Ten widząc, że chce go ktoś poczęstować – odpowiedział – NIE DZIĘKUJĘ…? Tata dziecka słysząc odmowę dodał – ALE TO JEST CZEKOLADA OD KSIĘDZA… Chłopczyk słysząc taką informację – zreflektował się – AAAA – JAK OD KSIĘDZA TO WEZMĘ – BO TO ŚWIĘTA CZEKOLADA…?
Co ciekawe, owa historia została mi dziś przypominana w dość ciekawej scenerii… Kiedy wracałem do autokaru – nagle zostałem obstąpiony przez gromadę osób, które z wielką życzliwością i wdzięcznością przypominały mi tegoroczną pielgrzymkę, w której brałem udział wraz z nimi. Co ciekawe – owa dziewczyna chciała mnie o coś w tym momencie zapytać, ale nie mogła się „przebić” – odnosząc wrażenie – jakby ludzie z nadmierną życzliwością mnie traktowali – traktując prawie, jak kogoś wyjątkowego – wręcz świętego…
W drodze zaczęliśmy rozmawiać o tym, że dużą grypę ludzi można podzielić na dwie kategorie – są ci, którzy ciągle narzekają na kler – widząc w nim potencjalnego wroga – również w drodze do Boga. Wielu nawet często decyduje się odejść z Kościoła – mówiąc Bóg TAK – Kościół NIE – winę zrzucając na duchownych. Są też i oczywiście tacy, którzy obawiają się takich decyzji i wolą po kątach wyrażać swoją krytykę. Jest i ta druga kategoria ludzi – którzy widzą w duchownych – chodzących świętych. Dla których, krótka rozmowa, czy nawet podanie sobie ręki, traktują jako coś niebywałego i wyjątkowego. Widząc księdza – spostrzegają go jako „jakąś osobliwą zjawę” – która sama w sobie jest wyjątkowa. Która wręcz, ludzi i rzeczy czyni wyjątkowymi – np. zwykłą czekoladę – zamieniając w świętą. Swego czasu słyszałem – pewnie dość znany kawał, który jakby potwierdza tę inność księdza – „Jasiu pyta siostrę zakonną – czy księża sikają, a siostra aby wyjść z twarzą – bo pytanie było dość niestosowne – odpowiada – TAK – ALE TYLKO TROSZECZKĘ… Czy nie ma w tym trochę prawdy?
Wniosek wysnułem jeden – cieszę się, że oprócz wyżej wymienionych – jest też duża grupa ludzi, traktująca księdza jako kogoś – bardzo normalnego. Nie jestem tylko grzesznikiem – który wyłącznie zło rozsiewa, nie jestem też jeszcze świętym – co nie zmienia faktu, że do świętości dążę. Popełniam błędy i grzechy. Wielokrotnie nawet mówię, że często – to ja – jestem większym grzesznikiem, potrzebującym nawrócenia… Mam świadomość, że też nie wszyscy, którzy są mi życzliwi – widzą od razu we mnie kogoś wyjątkowego… Nie zawsze tak jest. Zachęcam wszystkich do tego, aby spojrzeć na duchownych, jako na równych sobie, którzy zostali wybrani ze świata i posłani do świata, aby dzielić się świadectwem wiary – biorąc to powołanie – jako coś nadrzędnego. Może właśnie tutaj powinna objawiać się owa inność. Poświęcam życie, aby więcej mówić o doświadczeniu Boga. Ale to jeszcze nie czyni mnie kimś nadzwyczajnym. Wszyscy chrześcijanie, są do tego powołani. Może nie zawsze traktują to, jako coś priorytetowego, bo przecież często różne obowiązki – spychają to na margines. A wiec potrzebni są tacy, którzy będą przypominali – co powinno być na pierwszy miejscu, a co powinno być na drugim. A owo przypominanie – niech idzie w parze z przykładem – codziennych wyborów.
A co ze „świętą czekoladą” – no cóż, została zjedzona i ślad po niej zaginął…
Dzięki za komentarz. Odpowiedź na twoje pytanie jest dość skomplikowane – ponieważ to zawsze zależy od człowieka. Również poza posługą księdza, są ludzie, którzy wykonują różne funkcje czy tzw. posługi i różnie chcą być traktowane. Dla mnie osobiście rozwiązanie jest jedno – abyśmy byli ludźmi dla ludzi i obdarzali się nawzajem szacunkiem. Jeżeli komuś brakuje tzw. życzliwości – to raczej się nie dziwię, że będzie nie lubiany. Co nie znaczy, że będę odpłacał tym samym, bo w tym przypadku to będzie i o mnie świadczyło. Księża mają wiec być traktowani normalnie jak każdy człowiek. Sama posługa kapłańska – nie stawia mnie ponad ludzi. Tym bardziej ja jako ksiądz winienem uczyć się podejścia do człowieka z miłością – tak uczy sam Jezus. No cóż – realia bywają różne… A to znów powtórzę, że świadczy to tylko o danym człowieku. Trzeba uczyć się normalności. Jak dobrze by było – abyśmy tę postawę szacunku w sobie rozwijali. Z pokorą spoglądam teraz na siebie
Hm.. Teraz, po przeczytaniu napisanego przez księdza tekstu i po zaznajomieniu się z komentarzami, przypomniały mi się opowieści mojej babci – na temat księży.
Jedna z nich mówi o tym, jak to będąc małą dziewczynką, rodzice uczyli ją, jak z wielkim szacunkiem należy się „obchodzić” z księżmi. Nie tylko pamiętać o przywitaniu się z księdzem właściwym pozdrowieniem, ale również o pocałowaniu księdza w rękę. itd. W końcu (cytuję osobę powyżej) „ksiądz to już nie człowiek, ale jeszcze nie Bóg”.
Dla niej rzeczą niezwykle dziwną są długie „posiadówki” u księży po wspólnotowych spotkaniach, wspólne wyjazdy i spędzanie czasu, normalne traktowanie siebie nawzajem..
Oczywiście – ksiądz zwykłym człowiekiem, takim jak na przykład ja, rzeczywiście nie jest, ale nadzwyczajnym też nie.
Starszym ludziom może i ciężko pojąć „normalność” duchowieństwa. Natomiast młodzi ludzie… różnie niestety z tym bywa.
Ale z drugiej strony nasuwa mi się pytanie – jak księża chcą być traktowani. Czy wolą dla wiernych stanowić szczególną grupę, obdarzoną przywilejami i niezwykłym traktowaniem, czy być na równi ze wszystkimi?
Ja wam powiem ze najważniejszy jest Jezus !!! I bez wglądu na kto kim jest, może wnosić własne doświadczenia i refleksje, co pozwala nam lepiej poznać Boga. Bo co dwie głowy to nie jedna. A ksiądz przez seminarium teologiczne zawsze będzie wiedział więcej. Warto pytać rozmawiać i korzystać, by wciąż się rozwijać I POZNAWAĆ BOGA CORAZ BARDZIEJ ! Więcej ! Bo przecież wszyscy pragniemy go coraz więcej znać.
Ja mysle ze przecietny człowiek, a nawet osoba zwiazana z Kosciołem, praktycznie nie ma okazji spotkać przystepnego ksiedza, który ma czas i chce byc miedzy ludzmi, ktory znajdzie chwile tez dla tych mniej przebojowych, ktory odpisze na maila. Mimo 15 lat zwiazania z róznymi wspólnotani chyba pierwszym takim ksiedzem ktorego spotkałam jest autor tego bloga. Spotkałam wielu wspaniałych ksiezy głoszacych pełne mocy rekolekcje, prowadzacych po kilka grup i projektów w jednym czasie, ale zawsze gdzies pedzili, nie byli towarzyszami tylko danymi na chwile przewodnikami.
Stąd obraz ksiezy jako jakiejs odizolowanej grupy, ktorych dziewczyny to szerokim kołem powinny omijac, czasem bardziej swiętych, czasem takich, ktorym wiecej sie wybacza, generalnie innych. Szkoda, bo krotki osobisty kontakt z ksiedzem, jego swiadectwo życia, moze bardziej zewangelizowac niz kilka dobrych serii rekolekcji.
W pewnym aspekcie można uznać,że Ksiądz jest kimś nadzwyczajnym.Tylko kapłanowi jest dane obcowanie z Bogiem w sposób innym niedostępny.Przecież to w uświęconych rękach kapłana w czasie Eucharystii przychodzi do nas Chrystus.Może część osób właśnie z tego powodu widzi w duchownym nadzwyczajność.Tylko tego nie można postrzegać na sposób ludzki.Ale przez pryzmat Chrystusa.To Chrystus jest najważniejszy.I on czyni nadzwyczajnym kapłana.Dlatego wierni powinni widzieć w kapłanie Chrystusa,który kapłanów posyła.I nigdy człowiek nie może przysłonić Boga.Często zdarza się tak,że niektórzy zatrzymują się tylko na osobie księdza,”bo jest fajny”gubiąc gdzieś Boga.Ważniejszy staje się człowiek,który jest blisko i jest bardziej rzeczywisty.A co do nadmiernej życzliwości wiernych,to może czasami wszyscy naraz chcą,żeby ksiądz ich zauważył i się zainteresował najlepiej każdym z osobna:)
O tym, jak ludzie traktują księży i jak wielkie tu są skrajności, mogłam przekonać się sama. Wiele lat temu pewien człowiek spytał mnie, po co są księża w Kościele. W rozmowie, która się wywiązała był jednocześnie bardzo zamknięty na odpowiedź na postawione przez siebie pytanie. Twierdził, że ” >>być księdzem<>być lekarzem<< z tą różnicą, że bez lekarzy nie da się żyć, a bez księży – i owszem".
Jakiś czas temu pewna kobieta twierdziła, że ksiądz to " już nie człowiek, ale jeszcze nie Bóg" (coś na kształt herosów w mitologii). Próbowaliśmy – było nas kilka osób – wyjaśnić, że to normalny człowiek, o czym świadczy to, że ciałem nie różni się od innych. Ktoś już "nie wyrobił" i zawołał, że "każdy ksiądz, jak był niemowlakiem, to w pieluchy trzaskał, aż miło, i mama go potem myła i pieluchy mu zmienić musiała". Na to owa kobieta: "To ksiądz był dzieckiem?!"