
Powiedzieć sobie – dość!
„Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa. Bo cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie?” Łk 9, 23-25. Kiedy byłem małych chłopcem i słyszałem ten fragment, który był czytany w moim kościele, myślałem sobie – no to trzeba się brać do roboty. Zaczyna się Wielki Post, a więc jest to okazja do tego, aby zrobić sobie kolejne już w życiu postanowienia. Co za tym idzie – mam się wziąć za siebie i tak mocno postanowić zmianę, że wytrwam – do zakończenia postu. Słowo Boże skłaniało mnie do tego, aby „zaprzeć się” – czyli odnaleźć jakąś siłę, która pomoże mi w wytrwaniu. Problem polegał na tym, że niby realizowałem swoje postanowienia – a więc wytrzymywałem do końca postu – zaznaczam „WYTRZYMYWAŁEM” – a jak post mijał – wracałem do swoich wcześniejszych przyzwyczajeń – nic się nie zmieniało. Zacząłem myśleć – co jest nie tak? Przecież nie jestem w stanie tak, „zapierać” się do końca życia – to nie możliwe? Któregoś dnia, ktoś inaczej wyjaśnił mi ten fragment. „Zaprzeć się” nie oznacza – odszukiwania jakiejś wewnętrznej siły, do pokonywania własnych problemów i wad. Owo zaprzeć się – oznacza wyzbywanie się, mówienie „NIE” temu, co we mnie jest egoizmem. Powiedzieć sobie – nie jestem na pierwszym miejscu – pierwszy jest Bóg. Taka informacja, wywróciła mi całe moje wcześniejsze rozumienie tego fragmentu – do góry nogami. Jeśli więc, mam się wyzbywać siebie za cenę Boga we mnie (czyli zapierać się siebie) – to mój post jest niczym innym jak robieniem Mu miejsca – we mnie. Im zaś więcej Boga – tym łatwiej powiedzieć czemuś „NIE”. To tutaj doznawałem porażki, bo uważałem, że sam sobie poradzę w walce ze swoimi słabościami. Dziś jest inaczej. W pustkę po moich słabościach, wchodzi ON ze swoją miłością. Staje się to coraz bardziej realne, kiedy zaczyna się Bogu ufać i coraz bardziej Go poznawać. Wielki Post jest więc, wyzbywaniem się przywiązywania do tego świata na rzecz pójścia za Bogiem, to czas myślenia o wieczności, która zmienia również patrzenie na świat. Zmieniają się przez to priorytety. A, co z krzyżem? Każde leczenie jest doświadczeniem jakiegoś bólu. Jeśli życie wymaga oczyszczenia z tego co jest brudem, to owo oczyszczenie musi nieść jakiś ból… Przecież trzeba rezygnować z tego, do czego się przywiązało… A trudno jest odcinać się od tego, co już jest… Czy warto się „ZAPIERAĆ SIEBIE”? – myślę, że tak… Każde, nowe rodzenie się dla Boga – to nowa szansa na dojrzewanie i rozwijanie się – nie tylko w wierze i świętości – ale również w świadomości siebie… To szczególny czas na odkrywania w sobie nowych możliwości…
Witaj, naprawdę się cieszę że tutaj wpadłem. Dobrze
że dużo osób przedstawia porady medyczne. Korzystając z okazji zachęcam do odwiedzin własnej strony.
Pozdrawiam!
Trudno jest rozmawiać z osobą, która ma skrajne poglądy. Raczej do takich argumenty nie docierają. Rozmawia się tylko z ludźmi otwartymi na dyskusję i poszukiwanie prawdy. Jeśli to osoba do takich należy, można wysunąć inny argument – a co, z prawem dziecka nienarodzonego. Owszem brzuch należy do matki, jednak, to kto w tym brzuchu jest już nie zupełnie. Rodzący się człowiek nie jest rzeczą, która należy do kogoś i życiem którego można dysponować jak się żywnie podoba. Jeśli więc, wychodzimy z tego założenia, to matka, która jak najbardziej ma prawo do decydowania o tym dziecku, powinna zadać sobie pytanie, czy daje temu dziecku jakieś prawo – na chwilę obecną nie do wypowiedzi – bo tego dziecko nie może zrobić – ale na tym etapie do życia. Jeśli nie bierze się tego pod uwagę, to gdzie tu mówić o jakimś – humanitaryzmie. W takim przypadku liczy się tylko dobro matki i jej lepsze samopoczucie. Nawet jeśli dziecko – jest „niechciane” – to jednak – jest to dziecko – i to ono powinno mieć prawo do tego, aby swoje życie w przyszłości odpowiednio mogło kształtować. Nuż – może trafi do rodziny zastępczej, których jest coraz więcej – i tam doświadczy miłości, której od matki biologicznej nie mogło doświadczyć. Niestety coraz częściej pojawiają się głosy – żeby dziecko nie miało prawa do niczego – sprowadzając owo istnienie – do „jakiejś tkanki” – ale mimo to jest to pewna forma rozmiękczania sumienia. Przecież z tych komórek – nie powstanie nic innego jak człowiek – a więc – idąc dalej – jest to człowiek w początkowym stadium rozwoju – a nie coś nieokreślonego. To oczywiście temat morze – i jeszcze wiele można by na ten temat pisać – ale jak wyżej napisałem – są to argumenty, które przyjmą osoby otwarte na poszukiwanie prawdy. Osoby, które nie chcą rozmawiać na ten temat, lub uciekają od niego – ewentualnie chcą temat zagłuszyć krzykiem – nie przyjmą żadnych argumentów. Za takie osoby pozostaje nam się modlić i szukać ludzi, którzy podejmą duchową adopcję dziecka – modląc się o uratowanie życia i za matkę, która się waha jaką decyzję podjąć.
Dziękuje. Faktycznie w takich „opornych” przypadkach najlepsza chyba modlitwa. A co do adopcji to nasz adoptowany dzidzius urodzi sie w grudniu. Musze przyznac ze modlac sie za niego, czuję się duża moc i jakąs taka dziwna pewność ze ten dzidzius duchowo adoptowany potrzebuje i czuje nasze wsparcie 🙂
Gratuluję odwagi w podjęciu Adopcji. Mam nadzieję, że wasza modlitwa z niego przyniesie wiele dobrych owoców jemu i wam. A może i inni spróbują przez wasze świadectwo 🙂 Powodzenia
Znam osobe ktora jest bardzo mocno wypowiada sie na temat aborcji, za prawem kobiet do wyboru, za prawem kobiet do decydowania o swoim brzuchu. Prosze niech Ksiadz poradzi jak mam przekonac ja jak straszna zbrodnia jest aborcja?