
Nic z tego nie będzie!
Na wszelki wypadek lepiej myśleć pesymistycznie – a nuż, może będzie niespodzianka…! Po dzisiejszym meczu Polska-USA w siatkę – miałem takie odczucie. Ale nie dlatego, że piłka bywa okrągła i różnie może być, ale dlatego, że kiedy przyjechałem do domu, to zasiadłem do oglądania meczu z mim tatą 🙂 To co zobaczyłem u niego, widzę często u siebie. Zajechałem do domu, kiedy już trwał 3 set – było po 1:1 i w trzecim był wynik wyrównany. Mój tata -jak to czasami bywa mówi:
– A i tak przegrają… Hmm – tradycyjna gadka. Pomyślałem
– A dlaczego?
– No bo Amerykanie są mocniejsi, zresztą prawie zawsze z nami wygrywali.
Ok. Pomyślałem, jest to jakiś argument. Ale nie zawsze tak musi być. Trzeba mieć nadzieję do końca. Choć wiem, że łatwo się mówi. Udało się – drugi set dla nas. A mój tata…
– No udało im się, w następnym pewnie im pokażą
– Pewnie tak, ale jest nieźle – poczekamy zobaczymy
Rozpoczął się kolejny set – a tu niespodzianka. Wygrywamy już 6 punktami. Co na to mój tata…
– No nieźle im idzie, ale tamci jeszcze mogą odrobić
Przemilczałem
Wreszcie mecz się skończył – huraaaaa – wygrali!!! A mój tata ze stoickim spokojem…
– No ładnie grali, ale jeszcze przed nimi Włochy. W ostatniej chwili mogą odpaść.
Kurcze – pomyślałem sobie – to kiedy się cieszyć. Jakby nawet zwyciężyli Puchar – to i tak będzie komentarz – aaaa – za rok już tak łatwo nie pójdzie. Co to za pesymizm – „zachowawczy”!? Najciekawsze jest, że w życiu taką metodę często się stosuje. Nawet jeśli dobrze się dzieje, to lepiej nie zapeszać. Jeszcze mogłoby się coś popsuć lub zmienić. Takie podejście może dotyczyć każdej dziedziny życia. Co z tego, że jest dobrze w rodzinie, lepiej się zbytnio nie cieszyć, bo jeszcze się coś popsuje. Jaki ma sens radość z wiary…? Kto wie – może jeszcze diabeł podkusi i się „upadnie”, lepiej być ostrożnym i za bardzo się nie cieszyć. Jazda samochodem może być frajdą – ale lepiej nie wsiadać z kierownicę – przecież tyle wypadków. Zwiedzanie świata jest piękne – ale tutaj też lepiej nie być optymistą -tyle katastrof – a tak w ogóle to koniec świata niedługo…
I kiedy tu być radosnym i szczęśliwym – skoro wokół tyle niebezpieczeństw. Czy potrafimy się cieszyć z życia… Kochany katoliku – często powtarzasz słowa – Zaufaj Panu – nawet się śpiewa – JUŻ DZIŚ! Nie trzeba zawsze wszystkiego widzieć w czarnych kolorach. Pewnie, że trzeba czuwać, ale taka postawa nie może pozbawiać umiejętności cieszenia się z tego co jest, i wiary w to, że nie musi być zaraz źle.
No cóż, dziś do końca może mi się to nie udało – byłem później na meczu Korona Kielce-Górnik Łęczna – gdzie niestety cudu nie było. I przypomniał mi się głos mojego taty – a nie mówiłem, że wtopią! No cóż – próbowałem wierzyć do końca – nie udało się tym razem, ale to nie zmienia faktu, że się dobrze bawiłem. Może następnym razem się uda – wiary nie straciłem. Porażki w życiu też są potrzebne – aby wiedzieć z czego się poprawić i co zmienić.
Optymizm i pozytywne myślenie jest, moim zdaniem pochodną zaufania Bogu. Wolę więc z takiej postawy czerpać siłę do podejmowania wyzwań, które się w życiu pojawią, niż z ciągłego – podejrzliwego patrzenia. Może niektórzy tak lubią – kto wie, owe niespodzianki, które się pojawiają, jak ta wygrana Polski z USA bywają czasami namiastkami radości, że coś jednak wyszło lepiej niż się spodziewałem. Co kraj to obyczaj. Drogi bracie i siostro – pozostaje mi więc życzyć odwagi przed tym, co przed nami niezależnie od tego jaką dziś przyjmujesz postawę. Nie chciej jednak przez całe życie patrzeć na świat w perspektywie „ciemnych chmur”.
Dziękuję za ten tekst 🙂 Już od wielu lat to moje błędne koło myślenia. Teraz czas się wziąć do roboty i to zmienić:-)
Skąd ten pesymizm? Może stąd, że wydaje się nam, że szczęście czeka zawsze na następnym przystanku.
Często sama się na tym w swoim (jeszcze niedługim) życiu łapię. Mówiłam sobie: a jak skończę gimnazjum, pójdę do liceum, tam to będę się ostro uczyć, pójdę na pięć wolontariatów, poszukam sobie wspólnoty i BĘDĘ SZCZĘŚLIWA. W liceum okazało się, że z nauką lekko nie jest, wolontariatów ostatecznie były dwa, a wspólnota tylko przez rok….ale pomyślałam: jak pójdę na studia, do miasta, które uwielbiam – Lublina, to tam już na pewno pójdę na te pięć wolontariatów, znajdę sobie DA, wszak mnóstwo ich w Lublinie i….wtedy to już będę na pewno SZCZĘŚLIWA. Na studiach byłam, licencjat obroniłam, ostatecznie ani wolontariatu ani wspólnoty nie znalazłam… ale tak sobie myślę, że na studiach magisterskich…. to znajdę i wolontariat i wspólnotę i będę chodzić na szkolenia i zaangażuję się w życie uczelni i wtedy…. BĘDĘ SZCZĘŚLIWA…? 😉
Pozdrawiam!
….(:-) i właśnie o ten optymizm mi wczoraj chodziło; bez niego ani rusz;