
„CCC” w kapłaństwie
Nie jest łatwo mieścić się w granicach powołania. Każdy ksiądz balansuje gdzieś na granicy. Musi uważać, aby nie przekroczyć pewnych zasad, które powinny go określać. A wszystko musi mieć swoje zakorzenienie w Chrystusie. To On powołuje – dziś głosem Kościoła – do tego, aby nieść Dobrą Nowinę.
Postanowiłem dziś zwrócić uwagę na trzy aspekty, które w rozmowie z jednym księdzem się pojawiły. Powiedział mi coś takiego – „Kapłan powinien być CELEBRANSEM, a nie CELEBRYTĄ”. Słuszna uwaga! Dziś dodaję jeszcze jeden element – powinien również być CELIBATARIUSZEM.
Rzeczywiście, jak już kilkakrotnie wspomniałem, głównym powołaniem jest Głoszenie Ewangelii, ale również sprawowanie sakramentów. To ogromna odpowiedzialność, która została powierzona księdzu, dla dobra całego Kościoła. Ksiądz ma za zadanie rozdzielać ów skarb, który przynosi życie. Jednym z podstawowych zadań, jest umiejętność – celebrowania ich. Jeśli w życiu księdza, ona zniknie, wtedy sakrament nie będzie zbawienny dla niego, a ludzie szybko zrozumieją i odkryją, że w owej posłudze – brakuje DUCHA i szybko będą szukać innych miejsc, gdzie ksiądz rzeczywiście będzie się modlił. Duchowny nie może być rzemieślnikiem! Można nauczyć się regułek i formuł – ale potrzebna jest jeszcze wiara i mocne pragnienie komunii z Bogiem. Im bardziej sprawowanie sakramentów – będzie celebracją – tym bardziej ludzie odkryją piękno liturgii. Może dlatego dzisiaj coraz więcej osób, chciałoby powrócić do Trydentu – ponieważ w nim odkrywają ową tajemniczość liturgii, a zarazem dostrzegają w tej liturgii owo „namaszczenie”. Sądzę również, że jest to też jeden powodów, kiedy ludzie szukają po różnych kościołach, liturgii, która po prostu będzie dobrze i z wiarą celebrowana.
Niestety od tej nazwy pochodzi druga – interesująca nas – CELEBRYTA. Myślę, że nie trzeba wyjaśniać tego słowa. Łatwo przejść z owego „namaszczenia” czynności, gestów, sakramentów – do namaszczenia siebie. Człowiek, jeśli zagubi w Eucharystii źródło, może stać się nim sam. To bardzo duże zagrożenie. Łatwo przesłonić Chrystusa… Wiem to z własnej autopsji. Ostatnio w parafii odbywała się cotygodniowa Adoracja Najświętszego Sakramentu – okazało się, że o dziwo, było mniej osób ze wspólnoty, niż wtedy, kiedy jestem na niej obecny. Może przypisuję sobie zbyt dużo – ktoś powie – a może jednak to nie zbieg okoliczności, że nagle tyle osób w tym dniu miało różne zajęcia. Czyżby ważniejsze było to, czy ja będę – czy jednak spotkanie z Chrystusem i otworzenie się na każde inne spotkanie z Nim. Nie wszystkie muszą być takie same – dostosowane akurat do mnie. Ciągle trzeba uważać, aby nie wyjść przed Niego. Jezus mówi – „Kto chce iść za mną…” On nie mówi – „No to dziś poprowadź ty – bo Ja Bóg się trochę zmęczyłem…” Bycie gwiazdą, zasłania Boga – a i wtedy na wierzch wychodzą wszystkie słabości ludzkie, bo człowiek jest omylny.
Wreszcie pozostaje celibat. No cóż – tutaj można napisać esej. Wiem – bo często ludzie o to mnie pytają. I najwięcej do powiedzenia na ten temat mają Ci, którzy w celibacie nie żyją. Pewnie mają jakieś argumenty, ale wiem z autopsji, że jest on potrzebny. Wiem też jedno, ksiądz, który na bakier jest z celibatem, nie będzie szedł za Chrystusem, ponieważ zaraz inna sprawa lub osoba będzie dla niego ważniejsza. Dlatego, już od początku istnienia Kościoła, każdy prezbiter był zobowiązany do czystości, nawet jeśli już trwał w związku małżeńskim. Natomiast, kiedy stawał się prezbiterem jako kawaler – nie mógł wchodzić w żaden związek. Każde bowiem poświecenie się Ewangelii w posłudze apostoła czy prezbitera wymaga zakorzenienia w Tym, który powołuje. To odniesienie do życia Chrystusa ma się stawać inspiracją. Celibat w tej posłudze ma nie być ciężarem, ale ma być darem, który daje większą możliwość wykorzystania potencjału w głoszeniu Słowa Bożego. Żyjąc w ten sposób mogę bardziej poświecić się Bogu. Co za tym idzie, każdy w sposób świadomy podejmując się tej drogi, powinien o nią dbać, a to dokonuje się przez osobistą troskę o stan swego ducha. Wydaje się, żyjący w celibacie należą do tych, którym brakuje męskości – a jest wręcz przeciwnie – taka decyzja wymaga odwagi i jest czymś szalenie męskim. Jeśli uważasz, że są to brednie – to jeśli jesteś mężczyzną szalonym i odważnym – zdecyduj się iść tą drogą przez całe życie.
Oto „CCC” kapłańskie na dziś.
idiotyczny tekst i nieprawdziwy. ktoś, kto nie wie jak wyglada miłość ludzka nie potrafi kochać Boga i jest zielony w tym temacie, więc jak może o tym mówić ? Celibat? Po co? Aby chronić „pedałow'? albo bez zobowiązań wykorzystywać kobiety? Po co ta hipokryzja w kościele? Czy myślicie , że ludzie sa idiotami? Jesteście zakłamani i wstrętni !!!!!!!!!!!!!!!!!!
Przyjmuję pani wypowiedź z pełną pokorą. Ale proszę pozwolić, że się do niego odniosę. To, że pani pisze iż człowiek, który nie doświadczył miłości ludzkiej nie potrafi kochać Boga i jest zielony w temacie, jak najbardziej jest słuszny. Bo jak można kochać Tego, którego się nie widzi nie kochając tych, których się widzi. Oczywiście, będzie się pojawiało podstawowe pytanie, co rozumiemy przez słowo KOCHAĆ? Myślę, że to indywidualna sprawa, bo każdy z nas jest inny i każdy przeżywa miłość w inny sposób. Nie sądzę, że tylko ludzie żyjący tylko w małżeństwie wiedzą czym jest miłość. Bo gdyby tak było, to znaczną część populacji ludzkiej posądzilibyśmy, że nie doświadczyli nigdy tego stanu i nie umieją kochać – a to nie jest prawda. Jeśli zaś chodzi o celibat – to sama pani sobie zaprzeczyła mówiąc – że ludzie, nie potrafią kochać Boga, nie kochając ludzi i w tych sprawach są zieloni. Tak samo jest jeśli chodzi o celibat. Osoby, które nie postanowiły z własnej woli wybrać takiej drogi – są zieloni, aby się na ten temat wypowiadać. To właśnie osądzanie wszystkich i stawianie pod jednym osądem – staje się hipokryzją. Mam w świadomości, że są osoby, które łamią celibat, żyjąc w grzechu, ale tak samo jest i w małżeństwie – też doświadczając miłości ludzie potrafią się zdradzać. Idąc za tą myślą, czy wszystkie małżeństwa to jedna wielka hipokryzja? Nie można wszystkich mierzyć jedną miarą. Sam nie zgadzam się na grzech. Zastanawiam się co zrobić, aby było tego mniej. Wiem, że i tak świat nie będzie idealny, że ludzie i tak będę grzeszyć. Ale w tym całym pogmatwanym świecie chcę dostrzegać tych, którzy jednak mimo wszelkich wydarzeń i opinii trwają. To oni są dla mnie największym świadectwem – a wiem, że takie osoby są! Dziękuję za ten komentarz, bo stał się on okazją do kolejnej refleksji.
🙂 fajne
…..no i szalenie kobiecym :-)celibat, ….tylko ze taki prawdziwy i aktywny, to wtedy warto aspirowac do takiego stanu- zeby zalapac,trzeba sie pasjonowac ..rozwojem osobistym :-),duchowym …..wszystko ma dazyc do harmonii!!!!!!!!!!!!!!!!!—-to tez odnosnie relacji,wchodząc w jakąś interakcję,najpierw poczuj sie zle-przerobione-, a pozniej bedziesz wiedzial,czy chcesz otworzyc sie dalej,z podwojnie zaoszczedzona sila, na to potrzeba czasu,…spokoju,empatii,dekikatnosci,taktu i neuronów lustrzanych 🙂 , checi,chcac wiedziec kim ktos jest i jakie ma pragnienia- czasem sa zaskakujaco minimalne; Pan Leonard Cohen ma swietna piosenke „in my secret Life”, i naprawde nie przeginac jedynie w ta pierwsza strone. nie chodzi o to aby miec do zaoferowania pokladoy pozytywnej energii,chodzi przede wszystkim o dialog; a ten jest ok :-),….wcale nie we wszystkim trzeba sie zgadzac;
Pozdrawiam serdecznie (jak zwykle wpis dajacy …duuuuzo do rozmyslania, fajne), …zwlaszcza jak sie siedzi nad tematyka inteligencji emocjonalnej….:-)